Królewicz czy żebrak?
Powróciła moda, która przez kilka lat była w zaniku, a mianowicie moda na strój nie tylko już niestaranny i niechlujny, ale wręcz odpychający, bo postrzępiony i dziurawy.
Tresura sowiecka polegała na tym, żeby człowiek znienawidził to, co normalni ludzie kochają, i pokochał to, czego normalni ludzie nienawidzą.
Człowiek ambitny stawia zawsze poprzeczkę wysoko, również w dziedzinie ubioru, starając się dorównać najlepszym. Ubranie sprane, podarte, dziurawe, połatane świadczyło o ubóstwie jego właściciela. W takim stroju na co dzień chodzili żebracy. Ludzie ubodzy starali się przynajmniej utrzymać garderobę w jakim takim porządku i mieć chociaż jedno porządne, nieznoszone ubranie na ważne okazje. Niekiedy ubogi strój mógł być wyrazem dobrowolnego ubóstwa, jak w przypadku części zakonów. O swoje ubranie nie dbał Św. Jan Maria Vianney. Starą sutannę nosił Św. Josemaría Escrivá, Założyciel Opus Dei, ale była ona czysta i pocerowana, gdyż chodziło o ubóstwo dla Boga, nie zaś o epatowanie własnymi wyrzeczeniami.
Dzisiaj specjalnie kupuje się dziurawe spodnie, wyglądające, jakby ich właściciel stoczył walkę z borsukiem. Niewiasty w podartej odzieży zapełniły ulice miast i środki komunikacji, chociaż tym razem jest to rodzaj zabawy sytych, ale znudzonych ludzi, którzy nie wiedzą już co wymyślić, żeby było trochę inaczej niż dotąd. Znowu jest to rodzaj przebrania.
Taki strój nie wygląda poważnie. Można odnieść wrażenie, że osoba, która dobrowolnie zakłada podarte ubranie, lekceważy innych. Sama również wzbudza lekceważenie. Czy może budzić zaufanie pracownica banku, która omawia z nami sprawę lokaty, przyodziana w dziurawe, wystrzępione dżinsy. Co sądzić o tak ubranej studentce albo recepcjonistce w instytucji kultury? Czy warto podpisać kontrakt na dużą sumę z firmą, której pracownicy, a częściej pracownice, latają z gołym tyłkiem?
To ostatnie zdanie nawiązuje do moralnego kontekstu całej sytuacji. Ponownie pojawia się problem, że dziurawe ubranie odsłania ciało zamiast je zasłaniać. Można to ścierpieć, jeżeli dziury są na wysokości łydek, gorzej, jeżeli są umieszczone tak wysoko, że nie wiadomo, co może z nich wyjrzeć przy jakimś gwałtownym poruszeniu. Obcowanie z osobami tak ubranymi staje się wówczas krępujące.
Skłonność do dziurawej odzieży to przejaw jakiegoś współczesnego turpizmu. Tatuaże, dziury w uszach, kolczyki w najróżniejszych miejscach ciała, eksponowanie swoich ułomności. Jeszcze trochę, a modne stanie się psucie powietrza, publiczne dłubanie w nosie, womitowanie, a potem, kto wie, może nawet mikcja i defekacja.
Joanna i Bronisław Jakubowscy