O wszystkim po trochu
0

Paw i papuga

Dzisiejszy sposób ubierania się idzie w dwóch pozornie sprzecznych kierunkach, które jednak często interferują, czyli wzajemnie się na siebie nakładają.

Po pierwsze: moda, czyli dążenie do pewnego ujednolicenia. Ktoś z nie bardzo znanych powodów orzeka, na przykład, że wiosną danego roku modny jest kolor fioletowy. I wszystkie damy i nie tylko damy, które pragną być modne, ubierają się na fioletowo do czasu, aż ktoś inny powie, że teraz modny jest kolor żółty. Dopóki chodzi tylko o dominację pewnego łagodnego koloru albo deseniu, nie wydaje się to groźne. Problem w tym, kiedy proponowane stroje są brzydkie albo, co najgorsze, niemoralne, a miliony kobiet ubierają się tak, „bo to modne”.

Jest czymś zastanawiającym, dlaczego miliony niegłupich niewiast niczym papugi oszpecają się i ulegają najdziwaczniejszym kaprysom jakiegoś podejrzanego indywiduum, zwanego dyktatorem mody (jeden z nielicznych akceptowanych w dzisiejszym świecie jawnych dyktatorów). Jest to tym bardziej zastanawiające, że spora część owych dyktatorów z powodu ułomności moralnej, a może i psychicznej, nie jest osobiście zainteresowana kobietami, jakoś trudno zatem uwierzyć, że zależy im na dobru kobiet i na tym, żeby kobiety ładnie wyglądały. Jednak, jak wiadomo, większość ludzi nie lubi się wyróżniać i stara się dostosować do otoczenia, a dodatkowo już starożytni mówili, że każda, nawet najgłupsza idea znajdzie swoich zwolenników.

Z drugiej strony pojawiają się licznie przeciwnicy dyktatu jednolitej mody, którzy proponują, niestety, lekarstwo gorsze od choroby, a mianowicie, coś, co nazywają indywidualnym stylem. Jako że liczba środków służących do budowania tego tak zwanego indywidualnego stylu jest mocno ograniczona, ponieważ ograniczona jest liczba elementów garderoby, ich wzór, fason i kolorystyka, „tworzenie własnego stylu” polega najczęściej na eklektycznym mieszaniu najróżniejszych części odzieży bez ładu, składu i nijakiego porządku, co ma rzekomo służyć „wyrażaniu siebie”, a w rzeczywistości sprawia wrażenie, jakby dana osoba była nie tyle ubrana, co przebrana na bal gałganiarzy.

„Indywidualnym stylem” ma być zatem włożenie rano koktajlowej sukienki z cekinami i dużym dekoltem, do której dodaje się dżinsy z dziurami na kolanach i ciężkie buty do wspinaczki górskiej albo też kraciasta marynarka do koszuli w kratkę, spod której wystaje pomarańczowy podkoszulek. Oczywiście, z żadnym stylem nie ma to nic wspólnego. Staranniej, z większym smakiem i harmonią byli ubrani parkowi dozorcy, lokaje i pokojówki sto lat temu. Gdyby zaś rzeczywiście taki sposób ubierania się miał wyrażać czyjąś osobowość, należałoby dyskretnie zapłakać nad pstrokatym chaosem duszy i umysłu osoby tak ubranej.

Joanna i Bronisław Jakubowscy
Fot. http://www.peafowl.org

Podobne
Nie naga i nie ubrana
Gdzie ci mężczyźni?
Od Adama i Ewy