Pokaż mi, w co się ubierasz, a powiem ci, kim jesteś
Ubranie ma jeszcze jedną funkcję, którą można by nazwać społeczną.
Całkiem niedawno po ubraniu można było poznać, z człowiekiem jakiego stanu mamy do czynienia. Rodzaj stroju, materiał, krój, a nawet kolorystyka wskazywały na grupę społeczną i zawód czy zajęcie danego człowieka. Bardzo wyraźnie widać to, na przykład, w przedwojennych książkach Agaty Christie czy felietonach Stefana Wiecheckiego (Wiecha). Ubranie było swoistym kodem kulturowym.
Było to bardzo wygodne, ponieważ pomagało uporządkować obraz świata, pozwalało zwrócić się do danej osoby we właściwy sposób. Piszemy: „było”, ponieważ, niestety, ta funkcja odzieży uległa nieomal całkowitej dezintegracji. Jej szczególną pozostałością jest strój duchowny, który, co z przykrością stwierdzamy, również ulega coraz głębszej erozji — niekiedy duchowni ubierają się już po prostu jak świeccy (nie: prawie jak świeccy). Innym przykładem takiego stroju są rozmaite mundury, coraz rzadziej noszone poza służbą, a także różne szczególne stroje, też zakładane wyłącznie podczas pracy a nie na co dzień (o ileż łatwiej rozpoznać w restauracji kelnera, jeśli nosi on frak i czarną (sic!) muszkę).